gazdowanie

Kuchnia, fotografia i okruchy codzienności


Leave a comment

Na Święta: torcik marchewkowo-orzechowy (bezglutenowy)

Zu biega po domu i podśpiewuje na przemian Oj maluśki, maluśki albo Chała na wysokości! (sic!). Jej repertuar z tygodnia na tydzień wzbogaca się o nowe utwory, co jest nie tylko naszą zasługą, ale i ciotek z przedszkola. Choć w tym ostatnim jest cichutka i nadal onieśmielona, gdy wraca do domu pokazuje swoje prawdziwe ja. Z małego obserwatora błyskawicznie zmienia się w wodzireja i kierowniczkę;)

A jako, że święta tuż tuż, uczymy się kolejnych kolęd, również tych z góralskim sznytem.

Pozwólcie więc, byśmy radośnie zaśpiewały za Trebuniami-Tutkami:

 

Dobrze, ześ sie Jezu pod Giewontem zrodził

Bedzies w biołyk portkach i w cuzecce chodził

I mioł na mój dusik z piórkiem kapelusik

Hej kolęda, kolęda!

 

A kie se podrośnies Jezusicku słodki

Pokozemy Tobie ka rosnom siarotki

I biołe leluje ka łoreł króluje

Hej kolęda, kolęda!

 

Spokojnych Świąt!

TORCIK MARCHEWKOWO-ORZECHOWY

/inspirowany przepisem z bloga http://www.makecookingeasier.pl/

4 jajka

3/4 szklanki cukru trzcinowego

3 średnie marchewki

1 szklanka zmielonych orzechów włoskich

1 szklanka zmielonych migdałów

1 łyżeczka sody oczyszczonej

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 łyżeczka cynamonu

starte na pył ziarenka z jednego nasionka kardamonu

1/4 łyżeczki mielonego imbiru

1/2 łyżeczki naturalnego ekstraktu migdałowego

na krem:

1 opakowanie mascarpone

1/3 szklanki cukru pudru

sok wyciśnięty z 1 średniej pomarańczy

 

Marchew ścieramy na tarce o grubych oczkach. Żółtka oddzielamy od białek. Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli.

Następnie żółtka ubijamy z cukrem pudrem na jasną, puszystą masę. Dodajemy do niej marchew, zmielone orzechy i migdały, sodę, proszek do pieczenia, przyprawy i ekstrakt migdałowy. Do masy dodajemy ubite białka, delikatnie łącząc obie masy.  Tak przygotowane ciasto przelewamy do żaroodpornej formy i pieczemy przez 45 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 170ºC (góra – dół). Upieczone ciasto studzimy na kuchennej kratce.

W międzyczasie przygotowujemy krem: w misce miksujemy mascarpone z cukrem pudrem i sokiem z pomarańczy.

Wystudzone ciasto przekrawamy wzdłuż, smarujemy połową kremu dolny blat, przykrywamy górnym, a wierzch smarujemy pozostałym kremem. Wierzch możemy dodatkowo udekorować orzechami.

Smacznego:)


2 Comments

Jedz sezonowo, czyli pasta primavera

Sezonowe jedzenie ma to do siebie, że nigdy się nie nudzi. Może tylko pod koniec zimy trochę zaczyna doskwierać nam brak świeżych warzyw i owoców. Prowadzenie kuchni zgodnie z cyklem przyrody otwiera przed smakoszami cały wachlarz doznań podniebienia.

Pod koniec długiej, środkowoeuropejskiej zimy niecierpliwie czekamy na nowalijki. Późną wiosną objadamy się pierwszymi  lokalnymi warzywami, a lato to istny raj kulinarnych doznań, bo przecież stragany uginają się od owoców i warzyw dojrzałych w słońcu. To czas, gdy odstawiamy do lamusa cytrusy i pozostałe owoce południowe, które zanim trafią na nasze stoły, sporą część swego krótkiego życia i tak spędzą w dojrzewalniach.

Jesień to obfitość dyniowatych oraz rodzimych śliwek, gruszek i jabłek. To czas szarlotek i wytrawnych tart. A zima w kuchni? No cóż, kojarzy mi się z korzeniowymi, rozgrzewającymi zupami i… warzywami z mrożonek.

Dzisiejsza propozycja to ekspresowe danie wyłącznie na bazie świeżych produktów. Szparagi w tym przepisie możecie zastąpić podwójną porcją groszku, fasolką szparagową lub bobem. Będzie równie pysznie.

PASTA PRIMAVERA CZYLI MAKARON ZE SZPARAGAMI, CUKINIĄ I GROSZKIEM

/porcja dla 4 osób, na podstawie przepisu z Kukbuk rodzina, nr 2/2018/

400 g makronu (użyłam muszelki gnochi/

1 ząbek czosnku

1/2 pęczka zielonych szparagów

60 g groszku

1 średnia cukinia

2 łyżki  oliwy

60 g mascarpone

100 g grana padano lub innego sera typu parmezan

sól i świeżo mielony pieprz kolorowy

 

Czosnek siekamy, cukinię kroimy w cienkie półplasterki, szparagi pozbawiamy zdrewniałych końcówek i tniemy na kawałki. Na patelni rozgrzewamy oliwę, wrzucamy czosnek, cukinię, szparagi i groszek. Podsmażamy na małym ogniu przez ok. 10 minut co jakiś czas mieszając (warzywa powinny pozostać jędrne). Przyprawiamy solą i pieprzem, dodajemy mascarpone i ścieramy połowę grana padano. Mieszamy całość, aż uzyskamy gładki, kremowy sos.

Makaron gotujemy al dente, odcedzamy (pozostawiając ok. 1/3 szklanki wody z gotowania). Makaron wrzucamy do sosu, wlewamy trochę wody z gotowania makaronu. Przekładamy na talerze i posypujemy pozostałym grana padano i świeżo mielonym pieprzem. Podajemy natychmiast.

Smacznego:)


2 Comments

Trudna sztuka mówienia i ciasto korzenno-marchewkowe z mascarpone

Nie dalej jak miesiąc temu moje dziecko wypowiedziało po raz pierwszy pełne zdanie. Jego adresatem był pies, do którego Zu zwróciła się tymi słowami: Ozi, idź  babci. Ja i moja Mama stanęłyśmy jak wryte, po czym zaczęłyśmy bić brawo zadowolonej z siebie Zu. Tylko na Ozzim ten wiekopomny fakt nie zrobił większego wrażenia.

Nietrudno się domyślić, że pierwsze zdanie dziecka jest dla matki jak… Ty poczywaj, a ja pobruszę dla literatury polskiej;) Minęło kilka dni i moja mała dziewczynka na dobre się rozkręciła. Rzuca teraz na lewo i prawo: Dzidzia siadaj tu, Tata kup Ziuzi, Mama chodź, Ozi  śiśka nu nu, Mama daj Ziuzi miód  i inne. Hitem ostatnich dni jest kołysanka, którą Zu mruczy sobie przed snem: aaa, kotki dła, siałobułe obidwa;)

W zasadzie nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak trudną sztuką dla małego dziecka jest zacząć mówić. Osłuchać się z całą masą dźwięków, najpierw głużyć, gaworzyć, a potem zacząć mówić pierwsze, nieporadne słowa. A po jakimś czasie “odważyć się” i wypowiedzieć pierwsze pełne zdanie. To większa sztuka niż dla dorosłego nauka języków obcych. I rację mają ci, którzy promują i zachęcają do czytania dzieciom od maleńkości. Dwadzieścia minut dziennie to absolutne minimum. Po Zu widzę, że nie wystarczy czytać, warto również opowiadać własnymi słowami co widzimy na rysunkach w książeczkach, bo w ten sposób zachęcamy maluszka, by sam zaczął nam po swojemu opowiadać historie. Niech to będą na początek same dźwięki typu beee, ihaha czy muuu i spontaniczne pokazywanie paluszkiem obrazków. W końcu od czegoś trzeba zacząć.

Zdolności językowe kształtują się, zanim dziecko zacznie budować pierwsze zdania. Tuż po urodzeniu maluch nie rozumie słów, ale słyszy rytmi intonację głosu, słucha rodzica bardzo uważnie. Często powtarzane frazy (wyliczanki, rytmiczne wierszyki) zostawiają ślad w jego mózgu, co wpływa na późniejsze rozumienie mowy (buduje słownik bierny), a codzienne czytanie pomaga przyswajać intonację i melodię języka. (…)

Stosunek małego dziecka do czytania, tak samo jak do wielu innych czynności, jest budowany przez odniesienia  emocjonalne. Zadaniem dorosłego jest stworzyć od samego początku pozytywny kontekst dotyczący czytania. Kiedy czytamy, jesteśmy blisko z dzieckiem, naturalnie tworzy się atmosfera bezpieczeństwa i zaufania do otaczającego świata. Kilkuminutowe czytanie spokojnym głosem uspokaja dziecko i może zainicjować kolejny domowy rytuał – to pozwala budować poczucie przewidywalności i przynależności do wspólnoty rodzinnej. Maluch ma okazję zobaczyć i poczuć spokojny oddech, bicie  serca, uśmiech, spokój i szczęście na twarzy rodzica, a wspólna lektura sprawia, że czuje się dla niego ważne. (…) Czytanie rozbudza emocjonalność młodego”czytelnika”, co jest szczególnie ważne po ukończeniu 24 miesiąca życia, kiedy dziecko zaczyna doświadczać całej gamy nowych, złożonych emocji. Rola rodzica staje się wtedy bezcenna przy doświadczaniu, tłumaczeniu i identyfikowaniu sytuacji pełnych emocji, a bohaterowie książek są nieocenionym źródłem przeżyć*)

Z perspektywy ostatnich kilku miesięcy widzę jak dużą inwestycją okazało się kupowanie stosów książeczek. Mamy niemal całą serię o Kici Koci i przygodach Zuzi, zaglądamy do książki o musze Fefe i króliczku, który idzie spać, a strzałem w dziesiątkę okazał się tryptyk o Puciu i Misi, dzięki którego Zu w krótkim czasie nauczyła się wielu nowych słów.

Drodzy rodzice, nie oszczędzajcie na mądrych i pięknie ilustrowanych książeczkach:)

*) Michalina Gajewska w: Książką połączeni, czyli o roli czytania w życiu dziecka, Instytut Książki, Kraków 2016

CIASTO MARCHEWKOWO-KORZENNE Z KREMEM MASCARPONE

/na podstawie książki My petite kitchen cookbook Eleanor Ozich, z moimi modyfikacjami/

3 średnie jajka

175 g miodu lub 125 ml syropu z agawy lub klonowego

185 ml oleju rzepakowego

150 g zmielonych migdałów

160 g mąki ryżowej lub gryczanej

2 średnie marchewki, starte na tarce o dużym oczku

1/2 łyżeczki startego kardamonu

1 płaska łyżeczka cynamonu

2 płaska łyżeczka mielonego imbiru

1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej

na krem:

150 g serka mascarpone

sok i otarta skórka z jednej małej cytryny

2 łyżeczki miodu lub syropu z agawy lub klonowego

do dekoracji:

2 łyżki pestek dyni

3 łyżki wiórków kokosowych

 

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 170ºC.

W dużej misce umieszczamy jajka, miód/syrop, olej i pozostałe składniki, zaś mąkę ryżową/gryczaną przesiewamy przez sito przed dodaniem do pozostałych składników. Całość miksujemy na małych obrotach miksera, tylko do połączenia składników. Następnie masę przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia.

Ciasto pieczemy przez ok. 45 minut (do tzw. suchego patyczka).

W międzyczasie przygotowujemy krem do dekoracji: mascarpone, miód/syrop oraz sok i otartą skórkę z cytryny miksujemy w misce, aż składniki dobrze się połączą.

Upieczone ciasto pozostawiamy na kratce kuchennej do całkowitego wystygnięcia. Następnie smarujemy wierzch i boki kremem. Wierzch posypujemy wiórkami kokosowymi i pestkami dyni.

Smacznego:)


Leave a comment

Maślana zmowa cenowa, czyli cytrynowy piegusek na świąteczny stół

Pieczenie ciasta, w którego skład wchodzi masło jest dziś prawdziwym luksusem. I nie mówię tu różnych wynalazkach, które w składzie mają trochę masła, trochę oleju i Bóg wie czego jeszcze, a spece od marketingu nazwali je smarowidełkiem lub maślanym mixem. Mam na myśli masło maślane (sic!), czyli produkt o zawartości co najmniej 82% tłuszczu.

Ceny prawdziwego masła w ostatnich miesiącach poszybowały w górę i póki co nie zamierzają spadać. Dziś kostka masła to wydatek rzędu 7-8 zł, więc domowe maślane bułeczki, chałki i i inne cuda z masłem w roli głównej powinny być rarytasem.

Podobno już odpowiedni urząd wziął temat pod lupę, by sprawdzić czy te podwyżki nie są efektem zmowy cenowej. Tak czy siak, Polacy raczej masowo nie wyjdą na ulice, by protestować przeciwko drastycznym podwyżkom masła maślanego. Co najwyżej odmówią sobie kanapki posmarowanej tymże lub zrezygnują z bułki tartej do kalafiora;)

Lecz wyjątek niechaj rodacy uczynią przed nadchodzącymi Świętami. Kupcie zatem kostkę prawdziwego masła, by podniebieniu podarować odrobinę maślanego luksusu.

Oto przepis na cytrynowe ciasto z makiem nieźle nadziane masłem. Koniecznie 82-procentowym.

CYTRYNOWY PIEGUSEK

1 kostka miękkiego masła

190 g cukru trzcinowego

3 średnie jajka

50 g maku

200 ml mleka 2%

300 g mąki

1 łyżeczka proszku do pieczenia

1 cytryna

na polewę:

1 opakowanie serka mascarpone (250g)

5 łyżek cukru pudru

1 łyżka soku z cytryny

 

Cytrynę sparzamy wrzątkiem, następnie ścieramy skórkę i wyciskamy sok. Mak wsypujemy do osobnego naczynia i zalewamy mlekiem, odstawiamy na kwadrans. Masło miksujemy z cukrem trzcinowym. Gdy masło z cukrem połączą się w puszystą masę, dodajemy po jednym jajku. Następnie do masy dodajemy po trochu mąki wymieszanej z proszkiem do pieczenia. Następnie do masy przelewamy mak z mlekiem i skórkę cytrynową z sokiem.

Ciasto przelewamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia, pieczemy przez ok. 45 minut w temperaturze 180ºC.

Po upieczeniu ciasto studzimy na kuchennej kratce, a w międzyczasie przygotowujemy polewę: mascarpone miksujemy z cukrem pudrem i sokiem z cytryny.

Ostudzone ciasto smarujemy polewą.

Smacznego:)