gazdowanie

Kuchnia, fotografia i okruchy codzienności


Leave a comment

Szparagowe szaleństwo i farinata z zielonymi warzywami

Szparagowe szaleństwo w pełni. W warzywniaku, gdzie kupuję świeże owoce i warzywa, stoi wysoka lodówka, w której od jakichś dwóch tygodni prym wiodą szparagi. Widać, że popyt jest na te zielone, a białych zwykle jest dwa, trzy pęczki. Ja również należę do wielbicielek zielonej odmiany. Póki są, ładuję je do lunchboxów, makaronowych sosów i sałatek. Za chwilę sezon na szparagi dobiegnie końca, więc musimy się najeść na zapas;)

Dziś zapraszam Was na farinatę. To niepozorny placek, który niektórzy nazywają bezglutenową pizzą. Do przygotowania farinaty potrzebna jest mąka z ciecierzycy, woda, odrobina oliwy i soli. No i porządna patelnia z nieprzywierającą powłoką:) Danie robi się ekspresowo, a zielony wierzch przyprawia o zawrót głowy, tyle witamin i mikroelementów w jednym miejscu!

FARINATA Z ZIELONYMI WARZYWAMI

/porcja dla 2 osób/

na placki:

150 g mąki z ciecierzycy

250 ml wody

1 łyżka oliwy z oliwek

duża szczypta soli

1/4 szklanki startego sera grana padano

na wierzch:

1/2 pęczka zielonych szparagów

1/2 awokado

1/2 szklanki zielonego groszku

1 mała dymka ze szczypiorem

garść pestek dyni

8-9 szt. pomidorków koktailowych

oliwa z oliwek

na dressing:

3 łyżki oliwy z oliwek

1 łyżeczka musztardy ziarnistej

1/2 łyżeczki octu balsamicznego

1/2 łyżeczki miodu

świeżo mielony kolorowy pieprz

 

Do miski przesypujemy mąkę z solą, powoli dodajemy wodę ciągle mieszając trzepaczką, pod koniec dodajemy oliwę i starty ser grana padano. Ważne, aby ciasto nie było za rzadkie (powinno mieć konsystencję ciasta naleśnikowego). Gdy ciasto będzie jednolite, odstawiamy miskę na 1h, aby odpoczęło.

W tym czasie przygotowujemy dressing: łączymy w kubeczku wszystkie składniki. Odstawiamy na bok.

Połowę ciasta przelewamy na żaroodporną patelnię lekko wysmarowaną oliwą, smażymy na dużym ogniu przez ok. 1 minutę,  a następnie umieszczamy w piekarniku nagrzanym do temperatury 210ºC, pieczemy przez ok. 8 minut (brzegi farinaty powinny być lekko zarumienione, wierzch raczej miękki). Tak samo postępujemy z drugą połową ciasta.

W czasie, gdy farinata piecze się, w osolonym wrzątku gotujemy groszek, na 3-4 minuty przed końcem gotowania wrzucamy szparagi (wcześniej usuwając zdrewniałe końcówki). Ugotowane szparagi odkładamy na talerz, groszek hartujemy zimną wodą. Pestki dyni prażymy na suchej patelni. Dymkę wraz ze szczypiorek  siekamy drobno, pomidorki kroimy na połówki. Awokado kroimy na kawałki.

Upieczoną farinatę przekładamy na talerz, a na wierzchu umieszczamy pokrojone warzywa, posypujemy pestkami dyni i polewamy dressingiem. Podajemy natychmiast.

Smacznego:)


2 Comments

Lunchbox #3, czyli soczewica beluga ze szparagami, fetą i pomidorkami koktailowymi

Sponsorami maja są ex aequo bez i szparagi;)

Przez ten krótki czas, gdy trwa sezon na szparagi, występują w mojej kuchni w różnych kombinacjach. W weekend podałam je w towarzystwie omletu z dodatkiem zielonego groszku, sera feta i awokado. Dziś na obiad szparagi pojawiły się z makaronem w kremowym sosie z mascarpone z dodatkiem cukinii, groszku i grana padano. Zu, na diecie bez laktozy, na kolację wcina makaronowe muszelki ze szparagami i soczewicą skropione olejem lnianym. Zielone, wegetariańskie talerze. Day & night:) A do pudełka lunchowego zapakowałam sałatkę z czarnej soczewicy beluga, fety, pomidorków i oczywiście zielonych szparagów.

Jest pysznie, zdrowo, sezonowo.

LUNCHBOX #3 Z SOCZEWICĄ BELUGA, SZPARAGAMI I FETĄ

/przepis dla 2-3 osób/

1/2 pęczka zielonych szparagów

2 ząbki czosnku

1 szklanka czarnej soczewicy beluga

8-9 pomidorków koktailowych

1/2 szklanki pokruszonego sera feta

2-3 plasterki suszonych pomidorów w oliwie

2 łyżki posiekanego szczypiorku

garść podprażonych pestek dyni

olej rzepakowy

olej lniany

sól, świeżo mielony pieprz

 

Soczewicę gotujemy do miękkości w lekko osolonej wodzie (potrwa to ok. 30-40 minut).

Na patelni z rozgrzaną łyżką oleju rzepakowego podsmażamy przez kilka minut pokrojone na kawałki szparagi, pod koniec dodajemy posiekane ząbki czosnku, doprawiamy do smaku odrobiną soli i pieprzu. Szparagi powinny pozostać chrupkie i jędrne.

Do lunchowego pojemnika/miski przekładamy ugotowaną soczewicę, dodajemy szparagi, fetę, połówki pomidorków koktailowych i pokrojone w paseczki suszone pomidory. Przed podaniem sałatkę posypujemy posiekanym szczypiorkiem i pestkami dyni, doprawiamy do smaku świeżo mielonym pieprzem.

Smacznego:)


2 Comments

Trudna sztuka mówienia i ciasto korzenno-marchewkowe z mascarpone

Nie dalej jak miesiąc temu moje dziecko wypowiedziało po raz pierwszy pełne zdanie. Jego adresatem był pies, do którego Zu zwróciła się tymi słowami: Ozi, idź  babci. Ja i moja Mama stanęłyśmy jak wryte, po czym zaczęłyśmy bić brawo zadowolonej z siebie Zu. Tylko na Ozzim ten wiekopomny fakt nie zrobił większego wrażenia.

Nietrudno się domyślić, że pierwsze zdanie dziecka jest dla matki jak… Ty poczywaj, a ja pobruszę dla literatury polskiej;) Minęło kilka dni i moja mała dziewczynka na dobre się rozkręciła. Rzuca teraz na lewo i prawo: Dzidzia siadaj tu, Tata kup Ziuzi, Mama chodź, Ozi  śiśka nu nu, Mama daj Ziuzi miód  i inne. Hitem ostatnich dni jest kołysanka, którą Zu mruczy sobie przed snem: aaa, kotki dła, siałobułe obidwa;)

W zasadzie nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak trudną sztuką dla małego dziecka jest zacząć mówić. Osłuchać się z całą masą dźwięków, najpierw głużyć, gaworzyć, a potem zacząć mówić pierwsze, nieporadne słowa. A po jakimś czasie “odważyć się” i wypowiedzieć pierwsze pełne zdanie. To większa sztuka niż dla dorosłego nauka języków obcych. I rację mają ci, którzy promują i zachęcają do czytania dzieciom od maleńkości. Dwadzieścia minut dziennie to absolutne minimum. Po Zu widzę, że nie wystarczy czytać, warto również opowiadać własnymi słowami co widzimy na rysunkach w książeczkach, bo w ten sposób zachęcamy maluszka, by sam zaczął nam po swojemu opowiadać historie. Niech to będą na początek same dźwięki typu beee, ihaha czy muuu i spontaniczne pokazywanie paluszkiem obrazków. W końcu od czegoś trzeba zacząć.

Zdolności językowe kształtują się, zanim dziecko zacznie budować pierwsze zdania. Tuż po urodzeniu maluch nie rozumie słów, ale słyszy rytmi intonację głosu, słucha rodzica bardzo uważnie. Często powtarzane frazy (wyliczanki, rytmiczne wierszyki) zostawiają ślad w jego mózgu, co wpływa na późniejsze rozumienie mowy (buduje słownik bierny), a codzienne czytanie pomaga przyswajać intonację i melodię języka. (…)

Stosunek małego dziecka do czytania, tak samo jak do wielu innych czynności, jest budowany przez odniesienia  emocjonalne. Zadaniem dorosłego jest stworzyć od samego początku pozytywny kontekst dotyczący czytania. Kiedy czytamy, jesteśmy blisko z dzieckiem, naturalnie tworzy się atmosfera bezpieczeństwa i zaufania do otaczającego świata. Kilkuminutowe czytanie spokojnym głosem uspokaja dziecko i może zainicjować kolejny domowy rytuał – to pozwala budować poczucie przewidywalności i przynależności do wspólnoty rodzinnej. Maluch ma okazję zobaczyć i poczuć spokojny oddech, bicie  serca, uśmiech, spokój i szczęście na twarzy rodzica, a wspólna lektura sprawia, że czuje się dla niego ważne. (…) Czytanie rozbudza emocjonalność młodego”czytelnika”, co jest szczególnie ważne po ukończeniu 24 miesiąca życia, kiedy dziecko zaczyna doświadczać całej gamy nowych, złożonych emocji. Rola rodzica staje się wtedy bezcenna przy doświadczaniu, tłumaczeniu i identyfikowaniu sytuacji pełnych emocji, a bohaterowie książek są nieocenionym źródłem przeżyć*)

Z perspektywy ostatnich kilku miesięcy widzę jak dużą inwestycją okazało się kupowanie stosów książeczek. Mamy niemal całą serię o Kici Koci i przygodach Zuzi, zaglądamy do książki o musze Fefe i króliczku, który idzie spać, a strzałem w dziesiątkę okazał się tryptyk o Puciu i Misi, dzięki którego Zu w krótkim czasie nauczyła się wielu nowych słów.

Drodzy rodzice, nie oszczędzajcie na mądrych i pięknie ilustrowanych książeczkach:)

*) Michalina Gajewska w: Książką połączeni, czyli o roli czytania w życiu dziecka, Instytut Książki, Kraków 2016

CIASTO MARCHEWKOWO-KORZENNE Z KREMEM MASCARPONE

/na podstawie książki My petite kitchen cookbook Eleanor Ozich, z moimi modyfikacjami/

3 średnie jajka

175 g miodu lub 125 ml syropu z agawy lub klonowego

185 ml oleju rzepakowego

150 g zmielonych migdałów

160 g mąki ryżowej lub gryczanej

2 średnie marchewki, starte na tarce o dużym oczku

1/2 łyżeczki startego kardamonu

1 płaska łyżeczka cynamonu

2 płaska łyżeczka mielonego imbiru

1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej

na krem:

150 g serka mascarpone

sok i otarta skórka z jednej małej cytryny

2 łyżeczki miodu lub syropu z agawy lub klonowego

do dekoracji:

2 łyżki pestek dyni

3 łyżki wiórków kokosowych

 

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 170ºC.

W dużej misce umieszczamy jajka, miód/syrop, olej i pozostałe składniki, zaś mąkę ryżową/gryczaną przesiewamy przez sito przed dodaniem do pozostałych składników. Całość miksujemy na małych obrotach miksera, tylko do połączenia składników. Następnie masę przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia.

Ciasto pieczemy przez ok. 45 minut (do tzw. suchego patyczka).

W międzyczasie przygotowujemy krem do dekoracji: mascarpone, miód/syrop oraz sok i otartą skórkę z cytryny miksujemy w misce, aż składniki dobrze się połączą.

Upieczone ciasto pozostawiamy na kratce kuchennej do całkowitego wystygnięcia. Następnie smarujemy wierzch i boki kremem. Wierzch posypujemy wiórkami kokosowymi i pestkami dyni.

Smacznego:)


4 Comments

Lunchbox #1: sałatka z brokuła, pełnoziarnistego makaronu, pomidorków i fety

Przyszła wiosna i zbrzydły nam kanapki wrzucane do torby przed wyjściem do pracy. Warzywne curry w ciepły, wiosenny dzień wydaje się zbyt rozgrzewające “od środka”. O tej porze roku, by poradzić sobie z przesileniem wiosennym potrzebujemy dużo warzyw i trochę węglowodanów, które dają energetycznego kopa. Z tej potrzeby powstał dzisiejszy przepis.

Gdy Twój mężczyzna kwęka, że znowu brokuły! i Gdzie jest mięso?! zaczaruj go kolorem i aromatem lunchboxa. Do soczysto zielonych brokułów i kiełków dodaj garść pełnoziarnistego makaronu, pomidory w dwóch odsłonach (koktailowe i suszone), słoną fetę, posyp pestkami dyni (na prostatę jak znalazł!) i polej całość sosem z oliwy i soku z cytryny. Wszystkie składniki możesz przygotować dzień wcześniej i wstawić na noc do lodówki.

Teraz tylko pozostaje Ci czekać w porze lunchu na pomruki i mlaskanie na Skypie. A one z pewnością się pojawią i będą w rodzaju: ale smaczna ta sałatka;)

SAŁATKA Z BROKUŁA, PEŁNOZIARNISTEGO MAKARONU, POMIDORKÓW I FETY

/przepis na 2 porcje/

1/2 ugotowanego na parze brokuła

2 garście makaronu pełnoziarnistego

garść pomidorków koktailowych

3 kawałki suszonych pomidorów w zalewie

1 łyżka sera feta

1 łyżka pestek dyni

garść kiełków

dressing:

3 łyżki oliwy

1/2 łyżeczki soku z cytryny

1/2 łyżeczki ulubionych ziół, np. bazylii lub oregano

pieprz i sól do smaku

 

Makaron i brokuła gotujemy al dente, odcedzamy i przekładamy do pudełka na sałatkę. Następnie dodajemy pokrojone na połówki lub ćwiartki pomidorki koktailowe, pokrojone w paseczki suszone pomidory i kawałki sera feta. Pestki dyni prażymy na suchej patelni, aż staną się chrupkie. Kiełki kroimy na mniejsze kawałki i dodajemy do pudełka. W osobnym naczyniu (ja używam małego zakręcanego słoiczka) łączymy oliwę, sok z cytryny, zioła i przyprawy.

Sałatkę przed podaniem skrapiamy oliwą cytrynową i posypujemy pestkami dyni.

Smacznego:)