gazdowanie

Kuchnia, fotografia i okruchy codzienności


2 Comments

Gryczano-orkiszowa tarta z buraczkami i kozim serem

Jakiś czas temu przyznałam Wam się, że w weekend piekę pasjami buraki;) Zwykle przygotowuję z nich pastę na kanapki (tutaj przepis: https://gazdowanie.wordpress.com/2019/01/17/rehabilitacja-buraka-czyli-buraczana-pasta-do-chleba-z-czosnkiem-chrzanem-i-czarnuszka/) i marynuję w słoiku z olejem lnianym, czosnkiem i sezamem. Gdy zostanie mi kilka sztuk nadwyżki, miksuję je w smoothies na mleku kokosowym lub dodaję do ciasta lub sałatki (np. tutaj: https://gazdowanie.wordpress.com/2019/03/01/zanim-zima-dobiegnie-konca-placek-buraczano-kakaowy-z-jogurtowa-polewa/).

Tym razem plastry buraka wylądowały na wytrawnej tarcie z kozim twarożkiem. Bazą jest kruche ciasto na mące gryczanej z dodatkiem orkiszowej. Jestem świeżo po lekturze Księgi małego  alergika Sears’ów, która nota bene nie nastraja optymistycznie, bo okazuje się, że aby zredukować przyczyny alergii pokarmowych powinniśmy jeść wyłącznie produkty organiczne, ze sprawdzonego źródła, z małych, lokalnych gospodarstw. Utopia. Ale mimo wszystko do mojego koszyka z zakupami coraz częściej wrzucam produkty z oznaczeniem “bio”, co ma duże znaczenie biorąc pod uwagę choćby fakt, że w ciągu tygodnia zjadamy prawie kilogram kaszy jaglanej.

A wracając do tematu alergii, okazuje się, że współczesna pszenica nie jest tym samym zbożem, co pół wieku temu, co powoduje obecnie tak dużo nietolerancji i nadwrażliwości na gluten. Przez te wszystkie lata pszenica uległa modyfikacjom, by stać się bardziej odporna na choroby i suszę, co przełożyło się na zmiany w jej kodzie genetycznym.

Jedna ze starych odmian pszenicy ma w swoim kodzie genetycznym czternaście chromosomów, inna dwadzieścia osiem, a współczesna, zmodyfikowana pszenica ma czterdzieści dwa chromosomy. (…) Współczesna pszenica zawiera więcej białek glutenu niż stare odmiany, zmieniła się też liczba i struktura wielu innych białek wchodzących w jej skład (dzisiejszy gluten został właściwie stworzony po to, by ułatwić pieczenie). Na skutek tych zmian nasz układ trawienny i odpornościowy reaguje teraz na pszenicę zupełnie inaczej niż dawniej – traktujemy pszenicę i gluten jako inwazyjne ciała obce, a nie składniki odżywcze.*)

Po tych rewelacjach robimy sobie odpoczynek od inwazji glutenu i serwujemy kruchą tartę na mące gryczanej z dodatkiem orkiszowej. A jeśli chcecie spróbować starych odmian pszenicy, to szukajcie przede wszystkim samopszy i płaskurki. My ostatnio zaopatrzyliśmy się w kaszę mannę dla Zu z dodatkiem tych właśnie starych odmian.

*) korzystałam z: Księga małego alergika. Podręcznik rodzica – alergie pokarmowe, wziewne i kontaktowe, R.Sears, W.Sears, Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2016

GRYCZANO-ORKISZOWA TARTA Z BURACZKAMI I KOZIM SEREM

na kruche ciasto:

1 szklanka mąki gryczanej

1/2 szklanki mąki orkiszowej

1/2 kostki zimnego masła

1 jajko

1/4 szklanki startego sera grana padano

1/2 łyżeczki różowej soli himalajskiej

1-2 łyżki zimnej wody

na farsz:

15 dag słonego twarożku koziego lub rolady

100 g śmietany 18%

50 g gęstego jogurtu naturalnego

1 wyciśnięty ząbek czosnku

1 jajko

1 łyżeczka tymianku

pieprz, sól do smaku

na wierzch:

2-3 upieczone buraki

 

Przygotowujemy kruchy spód: na stolnicę wysypujemy mąkę, robimy wgłębienie, dodajemy do niego jajko, grana padano, posiekane masło, sól oraz wodę. Szybko zagniatamy ciasto, owijamy je w folię i chowamy do lodówki na co najmniej 1h.

Aby zrobić farsz: w osobnej misce umieszczamy kozi twarożek, śmietanę, jogurt, czosnek, rozkłócone jajko, tymianek, pieprz i odrobinę soli. Mieszamy do połączenia składników.

Po 1h wyjmujemy z lodówki ciasto, wykładamy nim żaroodporną formę, nakłuwamy widelcem. Spód pieczemy w temperaturze 180°C przez ok. 10-12 minut (do zezłocenia). Po upieczeniu spód studzimy na kratce kuchennej.

Na przestudzony spód wylewamy farsz, a na wierzchu układamy plasterki buraków.

Tak przygotowaną tartę pieczemy przez ok. 35 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 190°C.

Smacznego:)


Leave a comment

Jak zadowolić mięsożerców, czyli wege zapiekanka z ziemniaków, szpinaku i boczniaków z dodatkiem curry

W lodówce i spiżarni robi się coraz bardziej zielono.

Wczoraj S. wrócił z zakupów z pęczkiem szparagów, które mam zamiar wykorzystać do majówkowego omleta i sałatki z serem halloumi. Tymczasem czekając, jak co roku, na obfitość świeżych warzyw, które lada chwila pojawią się w warzywniakach i na straganach, przygotowuję dania jednogarnkowe. Chytry plan polega na tym, aby na niewielkiej powierzchni upchnąć jak najwięcej zielonego i tak to podać, by wielbiciele mięsnych potraw nie kręcili nosem;)

Tu z pomocą przychodzą boczniaki – grzyby, które obok pieczarek dostaniemy w sklepach przez cały rok. Dobrze przyprawione i sprytnie podane zadowolą nawet największych oponentów wegetariańskich potraw.

W dzisiejszym przepisie boczniaki grają pierwsze skrzypce obok brukselki i ziemniaków podkręconych odrobiną curry i pieprzu cayenne. A dodatek cukinii, szpinaku i jajek sprawia, że pyszny obiad jest w zasięgu ręki każdego, kto rezygnuje z mięsa.

Kto się przyłączy? Ręka w górę;)

ZAPIEKANKA Z ZIEMNIAKÓW, SZPINAKU I BOCZNIAKÓW

/porcja dla 4 głodnych osób/

1/2 kg ziemniaków

30 dag brukselki, ugotowanej al dente

1/2 średniej cukinii

3-4 duże boczniaki

4 suszone pomidory w zalewie

2 garście szpinaku

4 jajka

1/2 szklanki startego sera grana padano lub innego typu parmezan

na marynatę do ziemniaków:

4 łyżki oleju rzepakowego

1 łyżeczka curry

1/4 łyżeczki pieprzu cayenne

2-3 gałązki świeżego tymianku lub innych ulubionych ziół

sól, świeżo mielony pieprz

 

Ziemniaki obieramy, gotujemy na półtwardo w osolonej wodzie, odcedzamy. Przygotowujemy pikantną mieszankę do polania ziemniaków: w kubku łączymy olej rzepakowy, curry, otarty tymianek, pieprz cayenne, sól do smaku i świeżo mielony pieprz (4 przekręcenia młynka). Gdy ziemniaki wystygną, przekładamy je do żaroodpornej formy wysmarowanej odrobiną oleju rzepakowego i polewamy pikantną mieszanką.

Na wierzchu i pomiędzy ziemniakami układamy plasterki cukinii, połówki brukselki, plasterki suszonych pomidorów i boczniaki pokrojone w paski. Tak przygotowane naczynie umieszczamy w piekarniku nagrzanym do temperatury 180ºC (termoobieg) i zapiekamy przez ok. 20 minut (do zarumienienia ziemniaków). Po tym czasie dodajemy szpinak, wbijamy całe jajka, posypujemy startym serem grana padano i ponownie zapiekamy, tym razem w temperaturze 200ºC (termoobieg) przez ok. 6-7 minut (w zależności od tego jak bardzo ścięte jajka chcemy uzyskać).

Upieczoną zapiekankę wykładamy na kratkę kuchenną i podajemy gorącą.

Smacznego:)


Leave a comment

Nie tylko do kanapek: domowa pieczeń z indyka

Indyk myślał o niedzieli

Tymczasem raz na dwa tygodnie przyrządzam pieczeń z indyka. Jadamy ją w towarzystwie jaj w wielu odsłonach podczas weekendowych leniwych śniadań, a w tygodniu w kanapkach i sałatkach.

Przepis na pieczeń z indyka jest dziecinnie prosty. Wystarczy około kilogramowy filet z piersi indyka, garść ulubionych ziół, odrobina ulubionego miodu i musztardy oraz olej rzepakowy. Mięso nacieramy przyprawami, zalewamy olejem z ziołami, po czym ładujemy indyka do żaroodpornej formy i po godzinie wyciągamy z czeluści piekarnika soczystą pieczeń. Warto pamiętać, że na każdy kilogram mięsa potrzeba około godziny pieczenia.

Jestem zdania, że sklepowe wędliny nie umywają się do domowych wyrobów. Spróbujcie sami upiec mięso, a będziecie omijać szerokim łukiem wszelkiej maści Guliwery, miodowe i szlacheckie pieczenie prężące się w garmażeryjnych witrynach. Jeśli zaś zamiast drobiu z przemysłowego chowu wybierzecie ekologiczne mięso, to satysfakcja będzie jeszcze większa. Nie mówiąc o smaku:)

PIECZEŃ Z INDYKA W SOSIE ZIOŁOWO-MIODOWYM

1 kg filetu z piersi indyka

1 łyżeczka rozmarynu

1 łyżeczka tymianku

1/2 łyżeczki majeranku

1/2 łyżeczki oregano

1/2 łyżeczki bazylii

1/2 łyżeczki ostrej papryki

1 ząbek czosnku, przeciśnięty przez praskę

1 łyżeczka ulubionej musztardy (zwykle używam Dijon)

1 łyżeczka miodu

szczypta pieprzu cayenne

ok. 1/2 szklanki oleju rzepakowego

sól i świeżo mielony pieprz do natarcia mięsa

 

Mięso myjemy, osuszamy papierowym ręcznikiem, dokładnie nacieramy solą i pieprzem.

W miseczce łączymy wszystkie zioła, czosnek, miód i musztardę, dodajemy olej i rozcieramy, by całość dobrze się połączyła. Mięso umieszczamy w naczyniu żaroodpornym i polewamy mieszanką oleju z ziołami oraz podlewamy 3/4 szklanki wody. Pieczemy w temperaturze 190ºC przez 1h podlewając co kwadrans mięso wytworzonym sosem. Możemy też umieścić mięso w rękawie do pieczenia i polać mieszanką oleju z ziołami, zaś rękaw nakłuć w kilku miejscach i piec ok. 50 minut.

Po upieczeniu mięso możemy podać jeszcze gorące do drugiego dania lub ostudzone kroić na kanapki lub jako składnik sałatek.

Smacznego:)


5 Comments

Kapryśny marzec i rigatoni z gorgonzolą, gruszką i tymiankiem

Kilka dni temu zapakowałam Zuzę w wózek i poszłam na zakupy połączone ze spacerem. Ubrałam się w kurtkę, czapkę i szalik, zwiedziona tym, że w nocy był lekki przymrozek, a o poranku wiał zimny wiatr. W trakcie spaceru wyszło słońce i temperatura skoczyła do jakichś 12 stopni Celsjusza. Po drodze Zuzka zasnęła, a ja wróciłam do domu ledwo żywa. Z czapką i szalikiem wciśniętym w kieszenie kurtki. Zgrzana i zła. I pomyślałam: Stasiuk znowu miał rację. Pod naszą szerokością geograficzną żyjemy na meteorologicznej huśtawce.

 

I znowu jest marzec. Znowu spływają śniegi, wieje mokry wiatr, duszę wypełnia poczucie daremności. Spod białego i okrągłego wyłazi bure i zgniłe, a wokół tylko monotonny horror przyrody, z którego nie płynie żadna nauka prócz tej, że ze swoją linearną i progresywną wizją egzystencji nie jesteśmy żadną koroną stworzenia, tylko smutną aberracją.

(…)

To jest środkowoeuropejski spleen czterech pór roku, gdy zimne bez przerwy zamienia się w ciepłe, mokre w suche, a jasne w zachmurzone, a potem odwrotnie i tak do samej śmierci, bez żadnej nadziei na odmianę. To jest smutek Słowiańszczyzny, gdzie gdy coś się zaczyna, to zaraz się kończy albo zmienia we własne przeciwieństwo i żadna ostateczność nie jest ostateczna.

(…)

Trzy dni temu było plus piętnaście stopni, a dzisiaj jest minus siedem. Powinniśmy być traktowani jak trochę niepełnosprawni, powinniśmy być częściowo zwolnieni od jakichś podatków albo ktoś powinien fundować nam sanatoria.

(…)

Żeby w ogóle przetrwać, powinniśmy porzucić nasze strony i udać się na poszukiwanie meteorologicznej ziemi obiecanej. Niestety, wszystkie przyzwoite krainy są już zajęte. Dlatego zostaniemy na miejscu i będziemy działać na nerwy bardziej zrównoważonym sąsiadom. Słowiańska histeria, węgierska depresja i rumuńska paranoja to nasze specjalności, to nasze znaki rozpoznawcze i powinniśmy je opatentować. Ba, powinniśmy te stany eksportować do jakichś zrównoważonych i znudzonych krajów, tak jak eksportuje się kokainę, heroinę i amfetaminę.

 

Andrzej Stasiuk, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013

RIGATONI Z GORGONZOLĄ, GRUSZKĄ I TYMIANKIEM

/porcja dla 4 osób/

1 opakowanie makaronu rigatoni (użyłam Barilla)

1 średnia gruszka

250 g sera gorgonzola

2 łyżki jogurtu greckiego

30 g masła

50 ml mleka

1 łyżeczka otartego tymianku

garść łuskanych ziaren słonecznika

 

Gruszkę obieramy, pozbawiamy gniazda nasiennego i kroimy w kostkę. Słonecznik prażymy na suchej patelni do momentu, aż się zezłoci.

Makaron gotujemy al dente w osolonej wodzie. W międzyczasie przygotowujemy sos. W rondelku o grubym dnie rozpuszczamy masło (na małym ogniu), dodajemy gorgonzolę, jogurt i mleko. Mieszamy całość do całkowitego rozpuszczenia i połączenia składników, na koniec dodajemy tymianek i gruszkę.

Ugotowany makaron odcedzamy, polewamy sosem i posypujemy słonecznikiem.

Smacznego:)