gazdowanie

Kuchnia, fotografia i okruchy codzienności


Leave a comment

Ryba nie tylko na niedzielę, czyli dorsz w majeranku na kiszonej kapuście curry

dsc_7535

W naszym domu staramy się jeść rybę przynajmniej raz w tygodniu. Kupujemy ją w lokalnym markecie spożywczym, gdzie jak na centralną Polskę, jest spory wybór. Aczkolwiek dostępne tam ryby tylko częściowo pochodzą z polskich łowisk. Są tam łososie, dorsze, tuńczyki, pstrągi, halibuty czy okonie nilowe. Na obiad najczęściej wybieram polędwicę z dorsza, która jest delikatna i pożywna.

Nie dalej jak miesiąc temu, przygotowałam na niedzielny obiad właśnie polędwicę z dorsza, którą usmażyłam na maśle z sowitą porcją majeranku i czosnku. Rybę podałam na kiszonej kapuście curry. Wszystko według przepisu Karola Okrasy z książki Ryby są super z kolekcji Lidla. Efekt przerósł moje oczekiwania. Co prawda w oryginale Okrasa proponował sandacza, ale z racji braku jego dostępności, podałam polędwicę z dorsza. Delikatny smak ryby smażonej na maśle z dodatkiem majeranku i czosnku w tandemie z pikantną kiszoną kapustą curry zasmakował wszystkim przy stole. Para równie zaskakująca, jak dobrana.  Mój S. po zjedzeniu dokładki ochoczo stwierdził: Jeśli zostanie tej kapusty, to daj mi ją jutro do pracy:)

dsc_7536

DORSZ W MAJERANKU Z KISZONĄ KAPUSTĄ CURRY wg Karola Okrasy (Ryby są super, Kuchnia Lidla)

/porcja dla 4 osób/

ryba:

1/2 kg polędwicy z dorsza

sól

pieprz

1 łyżka mąki pszennej

8 gałązek świeżego majeranku (lub 2 płaskie łyżki suszonego majeranku)

2 duże ząbki czosnku, posiekane w plasterki

skórka otarta z 1 cytryny

80 g schłodzonego masła

olej rzepakowy do smażenia

kiszona kapusta curry:

200-250 g kiszonej kapusty, posiekanej

2 szalotki, drobno posiekane

1 ząbek czosnku, posiekany

1 łyżeczka oliwy z oliwek

1 łyżeczka masła

1 łyżka czerwonej pasty curry

1 łyżeczka curry w proszku

1/2 łyżeczki startego imbiru

150 ml mleka kokosowego

50 ml śmietanki 30%

1 łyżeczka płynnego miodu

sok i skórka starta z 1 limonki

sól

świeżo mielony pieprz kolorowy

opcjonalnie 1 łyżeczka posiekanej natki pietruszki

 

Przygotowujemy kapustę: szalotkę i czosnek krótko przesmażamy na oliwie z dodatkiem masła, a gdy się zeszklą, dodajemy pastę curry i curry w proszku. Całość podsmażamy ok. 1 minuty na wolnym ogniu, by się nie przypaliła. Dodajemy imbir, mleko kokosowe i śmietankę. Gotujemy ok. 5 minut, aż sos zgęstnieje. Następnie dodajemy kiszoną kapustę i dusimy ok.5 minut. Kapustę doprawiamy miodem, sokiem i skórką z limonki oraz odrobiną soli i pieprzu.

Polędwicę z dorsza myjemy, osuszymy ręcznikiem papierowym, posypujemy pieprzem i solą. Rybę delikatnie oprószamy mąką i smażymy na rozgrzanym oleju po kilka minut z każdej strony dodając otarty majeranek, czosnek, skórkę z cytryny i schłodzone masło. Zmniejszamy ogień, by masło się nie paliło (powstałą pianą z masła polewamy rybę podczas smażenia).

Rybę podajemy natychmiast na kapuście curry.

Smacznego:)

dsc_7539

dsc_7530


5 Comments

Kapryśny marzec i rigatoni z gorgonzolą, gruszką i tymiankiem

Kilka dni temu zapakowałam Zuzę w wózek i poszłam na zakupy połączone ze spacerem. Ubrałam się w kurtkę, czapkę i szalik, zwiedziona tym, że w nocy był lekki przymrozek, a o poranku wiał zimny wiatr. W trakcie spaceru wyszło słońce i temperatura skoczyła do jakichś 12 stopni Celsjusza. Po drodze Zuzka zasnęła, a ja wróciłam do domu ledwo żywa. Z czapką i szalikiem wciśniętym w kieszenie kurtki. Zgrzana i zła. I pomyślałam: Stasiuk znowu miał rację. Pod naszą szerokością geograficzną żyjemy na meteorologicznej huśtawce.

 

I znowu jest marzec. Znowu spływają śniegi, wieje mokry wiatr, duszę wypełnia poczucie daremności. Spod białego i okrągłego wyłazi bure i zgniłe, a wokół tylko monotonny horror przyrody, z którego nie płynie żadna nauka prócz tej, że ze swoją linearną i progresywną wizją egzystencji nie jesteśmy żadną koroną stworzenia, tylko smutną aberracją.

(…)

To jest środkowoeuropejski spleen czterech pór roku, gdy zimne bez przerwy zamienia się w ciepłe, mokre w suche, a jasne w zachmurzone, a potem odwrotnie i tak do samej śmierci, bez żadnej nadziei na odmianę. To jest smutek Słowiańszczyzny, gdzie gdy coś się zaczyna, to zaraz się kończy albo zmienia we własne przeciwieństwo i żadna ostateczność nie jest ostateczna.

(…)

Trzy dni temu było plus piętnaście stopni, a dzisiaj jest minus siedem. Powinniśmy być traktowani jak trochę niepełnosprawni, powinniśmy być częściowo zwolnieni od jakichś podatków albo ktoś powinien fundować nam sanatoria.

(…)

Żeby w ogóle przetrwać, powinniśmy porzucić nasze strony i udać się na poszukiwanie meteorologicznej ziemi obiecanej. Niestety, wszystkie przyzwoite krainy są już zajęte. Dlatego zostaniemy na miejscu i będziemy działać na nerwy bardziej zrównoważonym sąsiadom. Słowiańska histeria, węgierska depresja i rumuńska paranoja to nasze specjalności, to nasze znaki rozpoznawcze i powinniśmy je opatentować. Ba, powinniśmy te stany eksportować do jakichś zrównoważonych i znudzonych krajów, tak jak eksportuje się kokainę, heroinę i amfetaminę.

 

Andrzej Stasiuk, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013

RIGATONI Z GORGONZOLĄ, GRUSZKĄ I TYMIANKIEM

/porcja dla 4 osób/

1 opakowanie makaronu rigatoni (użyłam Barilla)

1 średnia gruszka

250 g sera gorgonzola

2 łyżki jogurtu greckiego

30 g masła

50 ml mleka

1 łyżeczka otartego tymianku

garść łuskanych ziaren słonecznika

 

Gruszkę obieramy, pozbawiamy gniazda nasiennego i kroimy w kostkę. Słonecznik prażymy na suchej patelni do momentu, aż się zezłoci.

Makaron gotujemy al dente w osolonej wodzie. W międzyczasie przygotowujemy sos. W rondelku o grubym dnie rozpuszczamy masło (na małym ogniu), dodajemy gorgonzolę, jogurt i mleko. Mieszamy całość do całkowitego rozpuszczenia i połączenia składników, na koniec dodajemy tymianek i gruszkę.

Ugotowany makaron odcedzamy, polewamy sosem i posypujemy słonecznikiem.

Smacznego:)


Leave a comment

Na przednówku, czyli naleśniki pszenno-gryczane z musem jabłkowym

Im bliżej do wiosny, tym bardziej przestronnie robi się w naszej quasi-spiżarni. Co i rusz znikają słoiki z pysznymi kiszonymi ogórkami produkcji mojej Mamy. Znacznie wolniej zjadamy ogórki w zalewie octowej (tzw. żydki, wg przepisu mojej kuzynki Gosi), bo jest ich znacznie mniej. Wreszcie, zjedliśmy ostatni słoik z musem jabłkowym, który przygotowałam z działkowych jabłek z dodatkiem cukru, cynamonu i rodzynek. Gotowego musu używałam do szybkich szarlotek, ale sprawdził się równie dobrze jako nadzienie do słodkich naleśników.

Uwielbiam naleśniki, ale nie cierpię ich smażenia. Żeby zrobić naleśniki dla całej rodziny, zwykle zajmuje mi to 1,5 godziny. Stoisz przy wyspie kuchennej, wlewasz ciasto, sprawdzasz czy już czas przewrócić albo zdjąć naleśnika z patelni i… czas niemiłosiernie się dłuży. A odejść od kuchni, by zrobić inne rzeczy w międzyczasie, nie ma za bardzo jak z obawy przed przypaleniem. Bo ze smażeniem naleśników jest jak z awokado. Not yet. Not yet. Not yet. Eat me! Too late;)

Kiedy bardzo tęsknimy za latem i jego darami, robimy sobie małą kulinarną wyprawę w tę porę roku. Trochę naciągana jest ta wyprawa, ale zawsze to coś. Taka chwilowa podróż w cieplejszą porę roku. Czasem jest to upieczenie szarlotki, czasem przygotowanie sałaty, albo tak jak dziś usmażenie naleśników pachnących latem. W dzisiejszej odsłonie są z dodatkiem mąki gryczanej i dużym kleksem słodkiej śmietany.

NALEŚNIKI PSZENNO-GRYCZANE Z MUSEM JABŁKOWYM

/porcja na ok. 8-10 naleśników/

na naleśniki:

1 i 1/2 szklanki mąki pszennej

1/2 szklanki mąki gryczanej

szklanka mleka 2%

szklanka wody mineralnej gazowanej

2 jajka

1/2 łyżeczki soli

2 łyżki oliwy z oliwek

olej rzepakowy do smażenia

na nadzienie:

2 i 1/2 szklanki domowego musu jabłkowego

lub

4 średnie jabłka

1/2 szklanki cukru trzcinowego

1 łyżeczka cynamonu

1/4 łyżeczki mielonego kardamonu

1/4 łyżeczki mielonego imbiru

do podania:

kubeczek śmietany 18%

2-3 łyżki cukru pudru

 

Składniki na ciasto naleśnikowe miksujemy, a następnie chłodzimy co najmniej 1/2h w lodówce. Następnie porcje ciasta nakładamy chochelką na rozgrzaną patelnię lekko posmarowaną olejem. Smażymy naleśniki i odkładamy jeden na drugi na talerz. Przykrywamy folią aluminiową, by zachowały ciepło.

Jeśli nie macie w swojej spiżarni musu jabłkowego domowej roboty, możecie go przygotować w wersji błyskawicznej: jabłka obieramy, wycinamy gniazda nasienne i ścieramy na tarce na dużych oczkach. Jabłka przekładamy do rondla o grubym dnie, dodajemy cukier i przyprawy, podlewamy odrobiną wody (1-2 łyżki) i dusimy na małym ogniu, aż jabłka się rozpadną i zmiękną. Gotowy mus nakładamy na naleśniki, zwijamy w kopertę lub klasyczną “rurkę”, wykładamy na talerz i polewamy śmietaną zmiksowaną z cukrem.

Smacznego:)


Leave a comment

Indyk na diecie, czyli pieczone kotleciki z indyka w sosie porowym

Na naszym stole i w gazetowniku rośnie coraz większa kolekcja czasopism nt. pielęgnacji i wychowania dzieci. Na rynku jest ich sporo, tylko brać i czytać. Zwykle, gdy wsiadam do pociągu i jadę do pracy, wyciągam książkę lub gazetę i zaczynam czytać. Po trzydziestu minutach jestem w Warszawie, a w głowie mam niedokończoną fabułę lub kilka dobrych rad. O tym jak istotne są rytuały w życiu  niemowląt i małych dzieci, o AZS i emolientach czy prawidłowym zbilansowaniu diety malucha.

Jakiś czas temu uśmiałam się czytając w jednym z takich pism porady nt. powrotu do pracy po urlopie macierzyńskim. Autorka artykułu przekonywała, że prócz czysto pragmatycznych korzyści (dodatkowa pensja pracującej młodej mamy, możliwość oderwania się od pieluch, dbanie o siebie, bo trzeba wyjść do ludzi), są też korzyści emocjonalne z powrotu do pracy. Bo wracamy stęsknione do domu, a tam czeka równie stęsknione nasze dziecko. Bo mamy nowe pomysły i energię, by bawić się z maluchem, w mig zapominając o stresach zawodowych.

Czytałam te odkrywcze zdania i pomyślałam, że pani redaktor musi być niepoprawną optymistką albo sama miała idealne warunki jako matka. I zaczęłam wyliczać obowiązki, które czekają na mnie tego dnia po powrocie z pracy: ugotowanie obiadu, nastawienie i rozwieszenie prania (w tym ostatnim dzielnie pomaga mi Zuzka), rozładowanie zmywarki, odebranie zamówionej karmy dla psa i dziesiątki drobniejszych powinności. Lista obowiązków wydłużyła się, a doba jakby… skurczyła;) Choć muszę redaktorce przyznać rację w jednym: nawet, gdy wracam do domu zmęczona, to uśmiech Zuzy sprawia, że zmęczenie schodzi na dalszy plan. Bo ta mała istotka daje potężny zastrzyk szczęścia i poczucia sensu:)

Od kiedy nasza mała dziewczynka jest z nami, staram się gotować nieskomplikowane potrawy. Taka jest też dzisiejsza propozycja: dietetyczne mięso z indyka z warzywami. Z piekarnika, bez tłuszczu. Myślę, że przypadnie do gustu nie tylko dbającym o linię. Jeśli nie jesteście na diecie, zróbcie do mięsa sos porowy.

PIECZONE KOTLECIKI Z INDYKA Z WARZYWAMI W SOSIE POROWYM

/porcja dla 4 osób/

na kotleciki:

500 g mielonego mięsa z indyka

1 średnia marchew

1 duża cebula

1 por (tylko biała część)

1/2 pęczka natki pietruszki

1 jajko

1/4 łyżeczki papryki ostrej

pieprz, sól

na sos:

1 duży por (tylko biała część)

śmietanka 30%

1 łyżka tymianku

szczypta soli

świeżo mielony pieprz kolorowy

olej rzepakowy

 

Marchew ścieramy na tarce o dużych oczkach. Cebulę i pora kroimy w kosteczkę. Natkę drobno siekamy.

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180ºC.

Mięso przekładamy do dużej miski, dodajemy warzywa, wbijamy jajko. Doprawiamy do smaku papryką i pozostałymi przyprawami, łączymy całość i szybko formujemy kulki, które układamy na blasze piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia. Kotleciki pieczemy przez ok. 30 minut w temperaturze 180ºC.

Przygotowujemy sos: pora kroimy w cienkie półplasterki i wrzucamy wraz z tymiankiem na rozgrzaną patelnię z łyżką oleju rzepakowego. Dodajemy szczyptę soli i smażymy ok. 5-6 minut do zezłocenia się pora. Następnie lekko studzimy pora i dodajemy śmietankę podgrzewając całość na małym ogniu. Doprawiamy do smaku świeżo mielonym pieprzem.

Upieczone kotleciki podajemy z sosem oraz ulubioną kaszą i surówką.

Smacznego:)