gazdowanie

Kuchnia, fotografia i okruchy codzienności


Leave a comment

Moje low waste i biszkopt z jeżynami na aquafabie

Kilka lat temu pewien Amerykanin szukając sposobu na wegańską wersję bezy znalazł w Sieci pomysł na wykorzystanie zalewy po gotowaniu ciecierzycy. Nadał jej nazwę aquafaba i… opatentował pomysł i nazwę;) Dzisiaj na wegańskich blogach (i tych z przepisami dla alergików) roi się od przepisów z użyciem aquafaby. A hasło Nie wylewaj! Upiecz! wpisuje się w filozofię low waste, która nakazuje dawać rzeczom drugie życie i generalnie zużywać mniej i rozsądniej.

Jestem na początku drogi w rytmie low waste i przyznam, że nie jest to takie proste. Zwłaszcza, gdy do niedawna bezmyślnie zużywało się duże ilości reklamówek, wypijało litry wody mineralnej z PETów, jadło co drugi-trzeci dzień mięso. Tak, to również mój przypadek. Na szczęście nie beznadziejny.

Postanowiłam zacząć od małych kroków. Zawsze to już coś, jeśli w skali Ziemi jest nas więcej… Reklamówki zastąpiłam siatkami z materiału (np. Sakwabag) przez co czuję  się trochę jak ufoludek stojąc w kolejce do kasy w lokalnym warzywniaku. Obok mnie trwa szał zrywania jednorazówek z rolki, a ja stoję z bawełnianymi woreczkami, w które ładuję gruszki, awokado i inne produkty. Podobno Bea Johnson, autorka słynnego bloga Zero Waste, w swojej książce dla początkujących zaleca, by wielorazowe woreczki z produktami podawać sprzedawcy pewnie i nie patrząc mu w oczy (aby w ostatniej chwili nie rozmyślić się i nie sięgnąć po  znienawidzoną reklamówkę;))

Przyznam, że mój pierwszy raz z wielorazowymi woreczkami w rzeczonym warzywniaku był podobny. Wygrzebałam woreczek z burakami (nawet nie prosząc o wytarowanie wagi;)) i podałam sprzedawczyni z miną pokerzysty.

Poszło!

Później wyjęłam wielorazowy pojemnik na suszone morele na wagę.

Poszło!

Podałam słoik do nasypania nasion chia na wagę.

Poszło!

Sprzedawczyni nawet nie mrugnęła okiem, nie skomentowała, nasypała, zważyła. I tak to sobie leci od kilku miesięcy.

Poszłam o krok dalej: kupiłam butelkę BRITA z wkładem filtrującym, która jest moją codzienną towarzyszką i sprawdza się zwłaszcza podczas tych dni, gdy pracuję w biurze. Pozytywnie zdziwiłam się odbierając zamówioną paczkę: sama butelka jest “otulona” firmowym papierem, bez zbędnych plastikowych folii, kartoników, styropianów, etc. A zapas wkładów filtrujących to po prostu maleńki kartonik z trzema wymiennymi mikro dyskami. Eco friendly. Brawo BRITA!

Nasz kuchenny pojemnik na śmieci nie zapełnia się już w tak błyskawicznym tempie (a co za tym idzie, zużywamy mniej worków na śmieci), bo z pomocą przyszedł wszystkim domownikom mój Tata – pomysłowy Dobromir;) Otóż od jakiegoś czasu zaczął kompostować organiczne odpadki. Co wyrosło z ziemi, powinno do niej wrócić. I tym sposobem wszelkie obierki z owoców i warzyw, skórki po bananach, nadpsute owoce, etc. lądują w kompostowniku, który na ostatnim etapie swego “życia” zamienia się w nawóz do kwiatów i roślin.

Mam poczucie, że wszystkie te małe kroki są cenne, a jeśli inni ludzie będą myśleć i czynić podobnie, możemy jeszcze zatrzymać ten koszmarny scenariusz, którego początkiem są skutki efektu cieplarnianego. Niemal codziennie o tym myślę i to nie tylko dlatego, że mam małe dziecko… Zacznij od siebie i od najbliższych. Zacznij od małych kroków. To chyba podstawowa rada dla tych, którzy są na początku drogi w stylu low waste albo zastanawiają się od czego zacząć. Przestań używać jednorazówek, jedz mniej mięsa, daj ubraniom drugie życie przekazując je np. dziecku swojej koleżanki. Tyle, a może aż tyle?

A Ty co zrobiłeś dziś w stylu low waste?

BISZKOPT Z JEŻYNAMI NA AQUAFABIE

/przepis na małą okrągłą formę o średnicy 16 cm/

12 łyżek aquafaby

180 g cukru

1 łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią

150 g mąki pszennej tortowej

100 g mąki orkiszowej

1,5 łyżeczki proszku do pieczenia bez fosforanów

3 łyżki oleju

1 łyżka octu jabłkowego

1 szklanka jeżyn

cukier puder do posypania wierzchu

 

Przed ubijaniem aquafaby należy ją dobrze schłodzić w lodówce (co najmniej przez 3 godziny). Następnie aquafabę przelewamy do dużej miski i miksujemy na wysokich obrotach dodając po łyżce cukru. Cukier należy dodawać bardzo ostrożnie, w odstępach 1-2 minuty, cały czas ubijając, by piana nie opadła. Dodajemy olej i ocet, mieszamy. Do ubitej piany ostrożnie dosypujemy oba rodzaje przesianej mąki z proszkiem do pieczenia. Na wierzchu układamy jeżyny, lekko dociskając je.

Biszkopt pieczemy w temperaturze 190 st. C przez ok. 40-45 minut. Po ostudzeniu biszkopt posypujemy cukrem pudrem.

Smacznego:)


Leave a comment

Kolejny burak w piekarniku, czyli ciasto buraczano-marchwiowe na mące orkiszowej

Jak co tydzień wyciągam z piekarnika blachę upstrzoną zawiniątkami w sreberkach. Odwijam je, pod palcami czuję spieczoną skórkę, a w środku jeszcze ciepłe warzywo. Skórki, razem z innymi obierkami, lądują w misce na kompost, a ja kroję “samo dobro” na plasterki. Nagle przy kuchennym blacie wyrasta jak spod ziemi Zu. Mamo, mogem bujaćka?  Uśmiecham się (chyba bardziej do samej siebie), mówię Pewnie! i podaję małej smakoszce plasterek upieczonego, wciąż ciepłego buraczka. I jeszcze jeden, i jeszcze jeden i jeszcze jeden…

Niewiarygodne, prawda?

Zu jest koneserką ciepłych buraczków i brokułów, bo jak twierdzi, ciepłe smakują jej najlepiej. A ja błogosławię moją córkę za to, że tak chętnie zjada te (nieco kontrowersyjne w dziecięcej diecie) warzywa. A to, że pluje sałatą i roszponką jest w tym momencie kwestią drugorzędną;)

Upieczone buraki zwykle trafiają do pasty do chleba (tutaj przepis: https://gazdowanie.wordpress.com/2019/01/17/rehabilitacja-buraka-czyli-buraczana-pasta-do-chleba-z-czosnkiem-chrzanem-i-czarnuszka/) i jednego-dwóch słoiczków, gdzie będą się marynowały, a następnie wylądują na kanapkach (przepis podpatrzony w blogosferze, już wkrótce u mnie:))

Zdaje się, że buraczane kombinacje nie mają końca. Jeśli nie zatracę się w blendowaniu i siekaniu buraka (sic!), kilka sztuk zostawiam na buraczane eksperymenty. Takie niedobitki zazwyczaj wykorzystuję do słodkich wypieków.

Dziś mam dla Was jedną z takich właśnie słodkich odsłon buraka. W towarzystwie marchwi i migdałów oraz ksylitolu tworzy całkiem zgrane połączenie na słodko.

CIASTO BURACZANO-MARCHWIOWE NA MĄCE ORKISZOWEJ

1 szklanka cukru brzozowego (lub 3/4 szklanki trzcinowego)

3 jajka

1/2 szklanki oleju

1 szklanka startych pieczonych buraków

1 szklanka startej surowej marchwi

1/2 szklanki orzechów (włoskie lub migdały), zmiksowane

1 i 1/2 szklanki mąki orkiszowej

1 łyżeczka sody oczyszczonej

1 łyżeczka proszku do pieczenia

szczypta soli

na polewę jogurtową:

1 szklanka jogurtu greckiego

4 łyżki cukru pudru

1/2 łyżeczki naturalnej esencji migdałowej (opcjonalnie)

 

W dużej misce ubijamy jajka i cukier, miksujemy do uzyskania puszystej masy, miksując dolewamy cienkim strumieniem olej.

W osobnej misce umieszczamy oba rodzaje mąki, orzechy, proszek do pieczenia, sodę i sól, mieszamy.

Do ubitych jajek dodajemy starte buraczki i marchew, mieszamy drewnianą łyżką, a na koniec dosypujemy po trochu mąki, ciągle mieszając, aż do uzyskania jednolitej masy. Tak przygotowaną masę przelewamy do żaroodpornej formy do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia. Ciasto pieczemy w temperaturze 170ºC (termoobieg) przez ok. 45 minut (do tzw. suchego patyczka).

Gdy ciasto się studzi na kratce kuchennej, przygotowujemy polewę: jogurt miksujemy z cukrem pudrem i esencją migdałową. Na wierzchu ostudzonego ciasta rozsmarowujemy jogurtową polewę.

Smacznego:)


Leave a comment

Prywatna kucharka Mitterranda i ciasto buraczano-marchwiowe z orzechami

Wracam czasem do książek, które zrobiły na mnie wrażenie lub z których wypisałam sobie kilka cennych cytatów. Jedną z nich jest Piąty smak. Rozmowy przy jedzeniu Łukasza Modelskiego. Lubię wracać do wywiadu z Agnieszką Kręglicką, w którym opowiada o umami, czy do opowieści o kucharzu wszech czasów Auguście Escoffier (pisałam o nim tutaj:  https://gazdowanie.wordpress.com/2015/03/06/kuchenny-rewolucjonista-august-escoffier-oraz-pyszne-gnocchi-gordona-ramseya/ ).

Kiedy z kolei czytam po raz kolejny wywiad z Danièle Mazet-Delpeuch, prywatną kucharką prezydenta Mitterranda, to zawsze wspominam moją Babcię Wandę. Babcia także była kucharką, która zdobywała zawodowe szlify na robotach przymusowych w III Rzeszy. Po wojnie została zawodową kucharką gotując w szkołach i przedszkolach.

Prywatna kucharka François Mitterranda gotowała prezydentowi i jego prywatnym gościom swojskie dania, odtwarzała smak dzieciństwa. Była to inna kuchnia, niż ta oficjalna, pałacowa. Po jakimś czasie Mazet-Delpeuch odeszła znużona pałacowymi intrygami, ciągłą wojną podjazdową między jej prywatną kuchnią a oficjalną kuchnią pałacową. Jak przyznała w wywiadzie, zaczęła gotować po zamążpójściu. Nigdy nie brała żadnych lekcji czy kursów gotowania. Była praktykiem z krwi i kości.

Bo widzi pan, w kuchni ważne są dwie rzeczy – dar i talent. Dar nie zależy od nas – to tak jak z kolorem oczu czy włosów. Rodzimy się, powiedzmy, niebieskoocy i tyle. Z talentem jest inaczej – trzeba go rozwijać. Trzeba ćwiczyć, talent po prostu wymaga praktyki. Powoli, powoli, zyskuje się doskonałość.

A ja zapraszam Was na praktyczną lekcję pieczenia. Dziś kuchnia domowa serwuje bezglutenowe ciasto marchwiowo-buraczane z mąką orzechową.

CIASTO BURACZANO-MARCHWIOWE NA MĄCE ORZECHOWEJ

3 jajka

3/4 szklanki ksylitolu lub cukru trzcinowego

1/3 szklanki oleju rzepakowego

2 średnie upieczone buraki zmiksowane na purée

2 średnie marchewki zmiksowane na purée

1 szklanka mąki migdałowej

1/2 szklanki zmielonych orzechów włoskich

1 łyżeczka sody oczyszczonej

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

szczypta soli

1/2 łyżeczki naturalnego ekstraktu migdałowego

 

Żółtka oddzielamy od białek. Białka miksujemy ze szczyptą soli na sztywną pianę, odstawiamy na bok.

W dużej misce miksujemy żółtka z cukrem na jasną, puszystą masę. Dodajemy olej i ekstrakt migdałowy. Następnie dodajemy purée buraczano-marchwiowe. Do miski z mąką migdałową dodajemy zmielone orzechy włoskie, sodę i proszek do pieczenia, po czym przesypujemy do miski z żółtkami i purée. Mieszamy całość drewnianą łyżką, a pod koniec dodajemy pianę z białek delikatnie łącząc wszystkie składniki ciasta. Masę przelewamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy przez ok. 45 minut w temperaturze 180ºC (termoobieg).

Upieczone i ostudzone ciasto można posypać cukrem pudrem i dodatkowo pudrem z buraczków z dodatkiem błonnika buraczanego.

Smacznego:)


Leave a comment

Zanim zima dobiegnie końca. Placek buraczano-kakaowy z jogurtową polewą

Od kiedy zaczęła się jesień, Zu nie opuszcza katar. Raz przysłowiowy glut jest mniejszy, innym razem większy, ale towarzyszy nam cały czas. A przy okazji Zu pokasłuje. Średnio raz na półtora miesiąca ciągnę Zu do pediatry. Gdy kaszel znowu się nasilił, zamówiłam wizytę w przychodni.

Tym razem trafiłyśmy do mojej ulubionej lekarki, bo rozsądnej i potrafiącej wysłuchać nieco spanikowaną matkę przedszkolaka. Pani dotkoj (jak mawia Zu) osłuchała i zbadała dziecię, po czym po mojej tyradzie (“od jesieni kaszel nie odpuszcza, boję się, żeby nie skończyło się to zapaleniem oskrzeli albo czymś gorszym…”), zrobiła mi szybki wykład. W skrócie: małe dzieci nie mają rozwiniętych zatok, stąd spływająca wydzielina z nosa powoduje kaszel.

Usłyszałam, że Zu jest w dobrej kondycji, bo w przychodni codziennie pojawiają się zasmarkane maluchy z zapaleniem ucha i innymi infekcjami, które zwykle zaczynają się od niewinnego kataru. Wygląda na to, że spanie na dworze od maleńkości, nawet w mroźne dni (gdy tylko jakość powietrza na to pozwalała) zaprocentowało. Jesienią i zimą opatulaliśmy maleńką Zu i w najlepsze spała w wózku, niemal jak w Skandynawii. A swoją drogą dostałyśmy też skierowanie do alergologa. Teraz czekamy na wyniki pierwszych testów.

Lekarka zaleciła inhalacje i zaproponowała przygotowanie naturalnego lekarstwa przeciw nawracającym infekcjom. To czosnkowy miód: w wyparzonym słoiczku umieszczamy obrane i nacięte ząbki czosnku (ilość w zależności od możliwości jedzącego), które następnie zalewamy miodem. Słoik ustawiamy w ciemnym miejscu. Czosnek zacznie puszczać sok, a po dwóch tygodniach będziemy mieć cudowny specyfik, który dla wzmocnienia odporności możemy codziennie podjadać. Czosnkowy miód możemy dodać do herbaty lub do sałatki jako element dressingu. Mój czosnkowy miodek już się maceruje. Oby zasmakował Zu.

A w międzyczasie, gdy na zewnątrz nie ma smogu, wietrzymy dom i wychodzimy na spacery. I tak, jak do tej pory, inhalator i zapas soli fizjologicznej do inhalacji stanowią stały element naszego mieszkania.

Rano wcinamy owsiankę lub kaszę jaglaną, bo ciepłe śniadania dodają energii na cały dzień. A dodatkowo kasza jaglana pomaga zmniejszyć ilość śluzu. Z kolei do obiadu i kolacji na naszym stole często pojawiają się kiszonki (kwaszona kapusta lub kiszone ogórki). Popołudniu przygotowuję gorący napój na bazie cytryny, imbiru i goździków (Lali, dzięki za inspirację!), który niespiesznie popijamy między posiłkami.

Jedyne czego mnie osobiście brakuje, by zimową porą podnieść odporność organizmu, to… wysypianie się (do syta:)). No cóż, może się uda, gdy Zu nieco podrośnie…

PLACEK BURACZANO-KAKAOWY Z JOGURTOWĄ POLEWĄ

/inspirowane przepisem z książki Warzywo Dominiki Wójciak, Wydawnictwo Pascal, 2015/

3 upieczone średnie buraki

2 łyżki białego octu winnego (użyłam jabłkowego)

2/3 szklanki oleju rzepakowego

3/4 szklanki cukru trzcinowego

2 łyżki miodu rzepakowego

3 średnie jajka

1,5 anki mąki pszennej

2 łyżki mąki ziemniaczanej

2 łyżki kakao

1 łyżeczka proszku do pieczenia

1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

szczypta soli

1/2 szklanki jogurtu naturalnego

na polewę:

1/2 szklanki gęstego jogurtu naturalnego

1 łyżka miodu rzepakowego

 

Wszystkie składniki muszą być w temperaturze pokojowej.

Buraki obieramy ze skórki, kroimy na plasterki i miksujemy w misie robota kuchennego na gładkie purée. Następnie dodajemy olej, cukier, miód oraz po jednym jajku. Miksujemy na gładką masę.

Do osobnej miski przesypujemy suche składniki: mąkę przesiewamy przez sito, dodajemy proszek do pieczenia, sodę, kakao i sól. Do masy buraczanej dodajemy na przemian suche składniki i jogurt, delikatnie mieszamy drewnianą łyżką, by całość połączyła się. Masę przelewamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Ciasto pieczemy ok. 40 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 160ºC (termoobieg).

Upieczone ciasto studzimy na kratce kuchennej, po czym kroimy na kawałki i polewamy jogurtem wymieszanym z miodem.

Smacznego:)