gazdowanie

Kuchnia, fotografia i okruchy codzienności


Leave a comment

Wzór na botwinkę, czyli chłodnik tradycyjny

Nie od dziś wiadomo, że książka to jeden z najlepszych prezentów, którymi można obdarować blogerkę kulinarną:) Radość oglądania książki wciąż pachnącej nowością i farbą drukarską nie ma sobie równych. Nic więc dziwnego, że gdy w tym roku dostałam na imieniny Wzór na smak Grzegorza Łapanowskiego, nie mogłam się doczekać aż nadejdzie wieczór i będę mogła przejrzeć to wydawnictwo.

A jest to książka ze wszech miar dopracowana i pięknie wydana. Bardzo podoba mi się pomysł na jej zawartość. Tytułowy wzór na smak to nic innego, jak opisywanie kolejno poszczególnych produktów (warzyw, jarzyn, owoców, mięs), często okraszone kulinarnymi wspomnieniami Autora, a do tego przejrzyście podane wzory na połączenia z innymi produktami. Jak pisze we wstępie Łapanowski pod każdym opisem znajdziesz wzory na smak. Sprawdzone klasyki, warte wypróbowania. (…) Zanim przejdziesz do przepisów, zerknij na grafikę z połączeniami smakowymi dla danego produktu. (…) Staraj się eksperymentować, łączyć receptury i podmieniać składniki, podążając za wzorami na smak i połączeniami smakowymi. I radzi zawsze wybierać do gotowania produkty najlepsze jakościowo, świeże, najlepiej lokalne.

Na początku Grzegorz Łapanowski opowiada o podstawowych smakach: słodkim, kwaśnym, słonym, gorzkim i oczywiście umami. Radzi jakie produkty warto mieć w kuchennych szafkach. Później jest coraz lepiej: Autor podpowiada jak łączyć smaki. Po pierwsze, łączyć produkty z danego regionu. Po drugie, łączyć produkty sezonowe. Po trzecie, łączyć produkty z tej samej grupy. Na kolejnych stronach książki przeczytamy o poszczególnych produktach i połączeniach smakowych, np. z czym najlepiej po drodze bakłażanowi (tu: m.in. z fetą, kozim serem, jagnięciną, ziołami, niektórymi warzywami etc.). Dalej znajdziemy wybrany dla danego produktu przepis (np. stek z bakłażana z salsą pomidorową) okraszony pięknym zdjęciem. Nie da się ukryć, że Łapanowski potrafi czarować słowem, posłuchajcie choćby tego: Topinambur. Ma nazwę jak jakiś leśny zwierz. I może coś w tym jest. Dzięki ziemistym i leśnym nutom rzeczywiście kojarzy się z lasem. Pasuje do dziczyzny, dobrze mu w towarzystwie oliwy truflowej, pieczonych orzechów i grzybów. Zresztą przez lata służył u nas jako karma dla dzików, zanim “z Zachodu” nie przyszła moda na to hipsterskie warzywo.

Takiej książki jeszcze u nas nie było. Jest skarbnicą przepisów, ale przede wszystkim kalejdoskopem wzorów na połączenia smakowe, czasem naprawdę zaskakujące. Ponad dwieście stron kulinarnych podsumowań i często zaskoczeń. Polecam bardzo tę lekturę. A dziś z tej książki proponuję Wam klasyczny wzór na botwinę: chłodnik na maślance, pełen pysznych i zdrowych składników.

CHŁODNIK TRADYCYJNY

/wg przepisu Grzegorza Łapanowskiego z książki Wzór na smak, Wydawnictwo Full Meal, Warszawa 2017/

1 pęczek botwinki

1 l maślanki

świeży ogórek gruntowy

1 pęczek rzodkiewek

1 pęczek koperku

2 jajka ugotowane na twardo

2 ząbki czosnku

do smaku: sól, pieprz, cukier, sok z cytryny do smaku

ocet do gotowania botwinki

 

Botwinkę dokładnie płuczemy. Małe buraczki drobno siekamy lub ścieramy na tarce o dużych oczkach, łodygi i liście drobno siekamy. Obgotowujemy osobno w osolonej wodzie z cukrem i octem (po łyżce na 1l) – buraka ok. 3 minut, łodygę ok. 1 minuty, liście 30 sekund.

Ogórka i rzodkiewkę myjemy i ścieramy na tarce – ogórka na dużych oczkach, rzodkiewkę na małych. Czosnek przeciskamy przez praskę, koperek drobno siekamy. Wszystkie składniki przekładamy do miski i łączymy z maślanką. Doprawiamy do smaku solą, pieprzem, cukrem i sokiem z cytryny. Gotowy chłodnik wstawiamy na kilka godzin do lodówki. Podajemy zimny (ale nie lodowaty) w miseczce z ćwiartkami jajka, ogórka, skropiony oliwą.

Smacznego:)


Leave a comment

Przepis na Kopernika, czyli wegańskie Eton mess z piernikami

Kiedy myślę o klasycznym angielskim deserze Eton mess uśmiecham się pod nosem, ponieważ przypominam sobie swoje szczenięce lęki i nocne koszmary. Tak, tak, mając jakieś 11-12 lat w ręce wpadła mi książka-horror. Pamiętam, że w tytule pojawiła się nazwa Eton. A książka była o tym, jak nad tym miastem rozbił się samolot pasażerski i z katastrofy ocalał tylko jeden człowiek. Odtąd jego życie stało się koszmarem, bowiem był nawiedzany i dręczony przez dusze współpasażerów, którzy zginęli. Pamiętam, jak bałam się spać sama w pokoju po przeczytaniu tej książki i zalękniona poczłapałam do sypialni Rodziców. Od tamtej pory nie sięgnęłam po żaden inny horror:)

Kiedy myślę “pierniki”, to oczywiście pierwsze skojarzenie, które przychodzi do głowy, to Toruń. A do Torunia jeździliśmy kilka lat temu z S. niekoniecznie na pierniki,  ale na… pierogi. W jednej z urokliwych bocznych uliczek toruńskiego Rynku jest (była?) pierogarnia co się zowie. Serwowano tam pierogi na wszelkie możliwe sposoby: tradycyjnie z wody, pieczone, á la włoskie calzone i nie tylko. W przejściu między stolikami fragment podłogi był przeszklony, by można było podglądać uwijające się piętro niżej kucharki przygotowujące pierogowe przysmaki.

Klasyczne Eton mess to banalnie prosty deser z truskawkami lub malinami, bitą śmietaną i połamanymi bezami. Podobno po raz pierwszy został przygotowany w 1893 r. podczas dorocznego meczu krykieta pomiędzy studentami Eton College przeciwko wychowankom Harrow School.

Moja wersja bałaganu z Eton jest nietypowa, ale równie pyszna, co klasyczna. Nie dość, że wegańska, to z dodatkiem pierników, zamiast bezy. Do jej przygotowania potrzebujecie dobrej jakości mleka kokosowego, sezonowych owoców (u mnie ukochane borówki amerykańskie) i ulubionych pierniczków z Kopernika. Ja wybrałam toruńskie lukrowane serca, ale równie znakomicie sprawdzą się Uszatki.

Wpis bierze udział w konkursie Przepis na Kopernika! Piernikowy konkurs kulinarny w kategorii deser. Więcej na stronie http://www.konkurs.kopernik.com.pl

WEGAŃSKIE ETON MESS Z PIERNIKAMI

1 puszka dobrego mleka kokosowego (użyłam Real Thai)

2 łyżki syropu klonowego

1 szklanka borówek amerykańskich

2-3 lukrowane “Serca toruńskie” lub inne pierniczki z Kopernika

1 łyżka płatków kokosowych do dekoracji (opcjonalnie)

 

Mleko kokosowe schładzamy w lodówce przez co najmniej 3 godziny. Następnie mleko przelewamy do miski i miksujemy do konsystencji bitej śmietany. Pod koniec miksowania dodajemy syrop klonowy. Pierniki kruszymy na małe kawałki.

W szklankach lub pucharkach układamy warstwami po kilka borówek, ubite mleko kokosowe, kawałki pierniczków. Ostatnią warstwę powinny stanowić borówki i pierniczki. Wierzch możemy ozdobić płatkami kokosowymi i listkami mięty. Eton mess podajemy natychmiast po przyrządzeniu.

Smacznego:)


Leave a comment

Angielskie śniadania i domowa konfitura z wiśni z kardamonową nutą

Ten przepis powinien brzmieć tak: weź miskę wydrylowanych wiśni, dorzuć sowitą garść cukru, szczyptę kardamonu i smaż na średnim ogniu. Jak w staroświeckiej książce kucharskiej. Ale zamiast tego mamy precyzyjnie określone proporcje składników, bo przepis pochodzi z wydanej w zeszłym roku książki Dzień dobry. Śniadania z Małgosią Mintą (pisałam o niej tutaj: https://gazdowanie.wordpress.com/2016/12/14/ksiazki-na-gwiazdke-dla-kulinarnych-pasjonatow-a-d-2016/ ) Krok po kroku testuję pomysły w niej zawarte i przyznam, że wiele z tych przepisów bardzo przypadło mi do gustu, ponieważ są proste i nie wymagają wielu wymyślnych składników. Jedliśmy już kokosową granolę, drożdżówki z cynamonem, bliny z wędzoną rybą i śmietaną, a teraz usmażyłam konfiturę z wiśni.

Słowo konfitura niezmiennie kojarzy mi się z angielskim śniadaniem. Dawno temu, pod koniec XX wieku (sic!) pojechałam z moim Bratem na Wyspy, do Seaford niedaleko Brighton. Tam mieszkaliśmy u pani Halinki, zaprzyjaźnionej Angielki polskiego pochodzenia, która wówczas była już na emeryturze. Brytyjski immigration officer na granicy taksując nas wzrokiem pytał jaki jest cel przyjazdu do Wielkiej Brytanii, a ja zastanawiałam się czy nas wpuści, czy nasze zaproszenie jest wiarygodne. Wjechaliśmy i spędziliśmy w Anglii dwa tygodnie zwiedzając Londyn, Windsor i okolice. A na sam koniec wybraliśmy się z naszą gospodynią na tygodniowy wyjazd do Szwajcarii w Alpy Berneńskie. Dla mnie, wówczas małolaty tuż przed maturą, to była podróż życia. Piękne widoki jak z pocztówki, zwiedzanie i pyszne jedzenie. Zarówno w Seaford, jak i w Intelaken na śniadanie zwykle pojawiała się konfitura lub dżem. To były niespieszne śniadania, po których następował kolejny punkt programu, czyli wycieczka lub spacer. I chyba właśnie dlatego słowo konfitura zawsze będzie mi się dobrze kojarzyło.

Dziś smażę swoje konfitury z wiśni i za radą Małgosi Minty dodaję do nich kardamon. Kardamon podkręca smak owoców i nadaje im nieco orientalnego sznytu. A robi się ten przysmak w kilkanaście minut (nie licząc smażenia, ale to się dzieje praktycznie samo, trzeba tylko co jakiś czas mieszać:)).

DOMOWA KONFITURA Z WIŚNI Z KARDAMONOWĄ NUTĄ

/przepis pochodzi z książki Dzień dobry. Śniadania z Małgosią Mintą/

1,2 kg wiśni (po wydrylowaniu ok. 1 kg)

1/2 kg cukru trzcinowego (w oryginale 750g)

nasiona z 5-6 strączków zielonego kardamonu, roztarte w moździerzu

 

Wiśnie myjemy, osuszamy i drylujemy. Połowę owoców rozdrabniamy blenderem, przekładamy na dużą patelnię i dodajemy pozostałe wiśnie, cukier i kardamon. Mieszamy i odstawiamy na ok. 5 minut, by wiśnie puściły sok.

Wiśnie smażymy na średnim ogniu, aż płyn nieco się zredukuje i konfitura zgęstnieje. Gorące wiśnie przekładamy do wyparzonych i osuszonych słoików, zakręcamy, odwracamy do góry dnem i odstawiamy do wystudzenia. Konfiturę podajemy na świeżym chlebie, najlepiej z masłem lub twarożkiem.

Smacznego:)


Leave a comment

Jak się zregenerować, czyli serniko-brownie z malinową polewą

Od niedawna bardzo polubiłam niedzielne poranki. Niedziela to jeden z tych dni, gdy po przebudzeniu się Zu (która w weekendy lubi wstawać o 6 rano:)) spędzam z nią jakieś 1,5 godziny, a następnie oddaję ją pod opiekę tatusia. S. przejmuje pałeczkę, a ja zamykam drzwi naszej sypialni, otwieram szeroko okno i rzucam się na łóżko. Zakopuję się pod kołdrą pod samą szyję i udaję się w objęcia Morfeusza.

I tak sobie drzemię, a odgłosy harców dochodzą z daleka. Mam dla siebie całą godzinkę drzemki, dzięki czemu ładuję energię na cały nadchodzący długi dzień. I przyznam, że nawet tak bardzo mi nie przeszkadzają manewry mojej ślicznej córeczki. Gdy z łoskotem ciągnie przez cały salon drewnianego krokodylka lub z krzykiem biegnie na pełnym gazie z hałaśliwym żółwikiem, w którym przetaczają się klocki.

Wstaję rześka, przygotowuję dla nas śniadanie i starcza mi energii na wiele innych aktywności, choćby na pieczenie niedzielnego ciasta. Dzisiejszy przepis to efekt jednego z takich regeneracyjnych poranków: serniko-brownie z malinami, na które sezon jeszcze chwilę potrwa. Inspiracją był dla mnie przepis z książki The Hummingbird bakery.

SERNIKO-BROWNIE Z MALINOWĄ POLEWĄ

/przepis na małą formę do pieczenia o ø 21 cm)

na brownie:

1/2 kostki masła

100 g cukru pudru

1 duże jajko

100 g mąki pszennej

1 tabliczka gorzkiej czekolady

na sernik:

200 g twarogu półtłustego

70 g cukru pudru

1 łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią (użyłam Kotanyi)

1 duże jajko

na polewę:

1/2 kubeczka śmietanki 36%

1 łyżeczka syropu klonowego lub płynnego miodu

1/2 szklanki malin

do dekoracji:

1/2 szklanki malin

 

W kąpieli wodnej roztapiamy czekoladę. Odstawiamy i studzimy.

Przygotowujemy brownie: w robocie kuchennym miksujemy masło i cukier puder na puszystą masę, następnie dodajemy roztopioną czekoladę, następnie jajko i miksujemy jeszcze chwilę. Gdy wszystkie składniki się połączą dodajemy po łyżce mąki i miksujemy jeszcze ok. 2-3 minuty. Masę przelewamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia.

Przygotowujemy sernik: w robocie kuchennym miksujemy twaróg z oba rodzajami cukru, dodajemy jajko i miksujemy jeszcze ok. 2 minuty na średnich obrotach. Masę przelewamy na wierzch brownie. Tak przygotowane ciasto pieczemy ok. 40 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 170ºC.

Gdy ciasto się piecze, przygotowujemy polewę malinową: maliny miksujemy z malinami dodając syrop klonowy/miód. Polewę umieszczamy w lodówce, by się schłodziła.

Ciasto po upieczeniu umieszczamy na kratce kuchennej do całkowitego wystudzenia, a następnie schładzamy przez co najmniej 2h. Następnie polewamy ciasto malinową polewą i dekorujemy pozostałymi malinami. Kroimy na kawałki i podajemy natychmiast.

Smacznego:)